Dziwny kot uciekł. Usiadłem i zacząłem myć łapę. Przynajmniej tak to wyglądało. Nie spuszczałem wzroku z Brave, która patrzyła za- jak się okazało- dziwną białą panterą. Wypiąłem pazury. Wczepiłem je w ziemię.
-Wiesz Bravciu...- uśmiechnąłem się chytrze
-Co Dakrkuś?- odwzajemniła
-Byłem niedawno w fajnym miejscu... jeśli masz odwagę, to może się przejdziemy?
- Nie wiesz, boje się!- szturchnęła mnie
-No! Tak myślałem... Tylko my damy radę tam iść.
Pobiegłem na najbliższe drzewo. Siostra bez zastanowienia pobiegła za mną. Po skakaniu po drzewach, w końcu dotarliśmy w fajne miejsce. Usłyszałem czyjeś kroki.
-Tu mieszkają szkielety demonów, cztery Kartary...
-Kartary...- popatrzyła na mnie kpiąco. Wiedziała, a przynajmniej myślała, że Kartar to tylko legenda. Jak się okazało nie, bo już po chwili, za pagórka zobaczyliśmy sylwetkę płonącego na niebiesko kota. Jego oczy- czarne jak smoła- jeszcze nas nie widziały. Pazury wielkości lwa, a sam kot był wielki jak góra. Nagle z góry zleciała kula ognia. Brave spojrzała w górę. Ja odsunąłem łapę od płonącej skały.
-...No i smoki- powiedziałem
<Bravie sorry że tak długo ale nie widziałem że napisałaś CD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz