Zaśmiałem się w duchu. Łatwowierność i dziecinność Alice rozśmieszała mnie do rozpuku. Dosłownie. Nie dawałem jednak tego po sobie poznać, a swoje porównania zostawiłem sobie.
- Myśl se co chcesz - odrzekłem. - Ale radziłbym, żeby już stąd poszła. Wiesz.. to nie miejsce dla ciebie. Przyznaj, nie czujesz się tutaj swojo.
Alice popatrzyła na mnie, zdesperowanym wzrokiem. Wiedziałem, że tak jest, tylko nie chce się do tego przyznać. Odwróciła się ode mnie i Darknessa plecami i pobiegła przed siebie. Ale w przeciwną stronę od bramy... Przez krótki moment wahałem się, czy aby nie pójść za nią, jednak zrezygnowałem z tego pomysłu. Zamiast tego teleportowałem się na łąkę z Darknessem. Chyba coraz bardziej się do niego przekonywałem.. był typowym kotem do mojego towarzystwa.
Po kilkunastu minutach zauważyłem idącą w naszą stronę Brave. Na jej twarzy widniał wyraz zdenerwowania. Jęknąłem cicho i odwróciłem się od niej.
- Gdzie jest Alice? - zapytała sfrustrowana. - Była z wami na cmentarzu!
Popatrzyłem znacząco na leżącego obok mnie kocura, ale ten nie odzywał się. Wpatrywał się tylko w ziemię, jakby w ogóle nie zauważył stojącej nieopodal Alfy. Trąciłem do w bok. Podniósł się i rozejrzał się wokół siebie. Na widok Brave rozluźnił się i powrócił do swojej monotonnej czynności wiercenia spojrzeniem dziury w ziemi. Westchnąłem głośno.
- Powtarzam pytanie: gdzie jest Alice?! - zapytała ze złością.
Przewróciłem oczami.
- Nie wiem, po co te nerwy? - uśmiechnąłem się do niej przekornie. - Spokojniej, bo mało co zrozumiałem z twojego nerwowego "przemówienia".
Brave jeszcze bardziej się zezłościła. Podniosła jeden z kamieni i cisnęła nim we mnie ze złością. Zaśmiałem się pod nosem. Uwielbiałem wprawiać tę właśnie kotkę w stan totalnego zdenerwowania. Zachowywała się wtedy tak śmiesznie, że nie mogłem wytrzymać, aby nie parskać śmiechem raz po razie. I teraz powstrzymywałem się od tego.
Ja oczywiście bardzo dobrze wiedziałem, o co jej chodzi.
- Mów - zasyczała.
Jeszcze raz zachichotałem, po czym postanowiłem skończyć swoje drażnienie się. Przybrałem obojętny wyraz twarzy.
- Została na cmentarzu - powiedziałem ziewając.
Brave wybałuszyła oczy.
- Sama?! - wykrzyknęła. - Przecież dobrze wiesz, że nie ma ona żywiołu śmierci i nie może tam teraz przebywać! Skończ w końcu swoje wygłupy, spoważniej i weź się w garść! To nie jest jakaś zabawa, na jaką ci się wydaje! Nie każdym można pomiatać. I wyobraź sobie - mną też! Wbij sobie raz na zawsze do głowy, że jestem Alfą tego Stada i mnie się szanuje!...
Brave gadałaby pewnie jeszcze w nieskończoność, ale ja już nie słuchałem. Rzuciłem jej urażone spojrzenie i zacząłem biec przed siebie. Nie zważałem na jej rozgniewane okrzyki. Biegłem sprintem daleko, daleko, aż dotarłem do granic Stada. Zatrzymałem się gwałtownie i zacząłem przeraźliwie dyszeć. Spojrzałem jeszcze raz na Stado, po czym bez słowa przekroczyłem barierkę. Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi, myślałem. Jednak chyba się myliłem.
CDN
To jest 3/3 opowiadań 30-linijkowych Battle. Tym samym ukończył on zadanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz