Parsknąłem śmiechem.
- Ogień nic mi nie zrobi, dziewczynko. - prychnąłem. - Zresztą i większości tutaj osobnikom. Nie mądrzyj się, to druga rada dla ciebie.
Samica prychnęła. Szła dalej. Pewnie się boi, pomyślałem szyderczo. Potruchtałem za nią. Kotka nawet nie była tego świadoma. Dalej kroczyła i z wymuszanym tupetem paliła ściółkę. Zaśmiałem się w duszy. Do głowy wpadł mi pomysł.
Na zawołanie trzasnąłem piorunem parę centymetrów przed nosem samicy. Ta odskoczyła przerażona na bok. Krzyknęła panicznie. Cała drżała. Nie ruszała się z miejsca; dyszała ciężko. Obok niej wszystko zaczęło się palić. Drzewa, czarna już trawa, ponure krzaki.. W jej oczach błyszczały iskierki.
- Ratunku! - wrzasnęła.
Wtedy wyszedłem zza drzew. Uśmiechnąłem się do niej z wyższością. Samica nawet nie odpowiedziała nic na ten uśmieszek, tylko patrzyła na mnie błagalnie. Gwizdnąłem cicho, a po chwili zjawiły się koty cienie. Swoimi zwiewnymi sylwetkami w sekundę ugasiły pożar.
- Uhm.. Dzięki. - powiedziała cicho i z pokorą samica. - Okey, przyznaję, może i czasem nie umiem sobie sama poradzić.
Uśmiechnąłem się do niej pojednawczo.
- Spoko. - rzuciłem.
(Hannah?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz