Brave kazała mi się teleportować do Rechell i zobaczyć, co zrobi z maluchami. Przeklnąłem ją wtedy w duchu, ale wykonałem z ociąganiem polecenie.
Samica urodziła 3 kociaki i nie wyglądała na złą. Wręcz przeciwnie - patrzyła na nie z oczarowaniem. Stałem i się gapiłem. Chyba już wystarczy, pomyślałem. Już chciałem się z powrotem teleportować do Alfy i złożyć jej raport, kiedy usłyszałem głos Rechell:
- Co tak stoisz i się lampisz? - zapytała ze spokojem. - Może być pomógł, co?
Zamurowało mnie. Nie spodziewałem się takiego obrotu spraw. Czułem się zażenowany, ale także na obowiązku pomocy. Jęknąłem cicho.
- Muszę? - zapytałem niechętnie.
- TAK. - syknęła.
Jeden z maluchów popatrzył się na mnie ślepkami. Odwróciłem do tyłu głowę nie chcąc się przełamać. Westchnąłem cicho. Samica jednak nie zwracała na to uwagi i podała mi małą panterkę, chyba samca.
- Idź ją umyć. - powiedziała stanowczo. - Czekam tu na cienie. I żebyś nic mi tu nie skombinował!
Warknąłem cicho na nią. Na początku nie miałem zamiaru nawet tknąć palcem potomstwa kotki, jednak pod wpływem jej błagalnego spojrzenia przełamałem się i z ociąganiem wziąłem do pyska małego samca. Ten spojrzał na mnie zdziwiony i zaczął wierzgać nóżkami.
Już chciałem ugryźć go w kark, kiedy przypomniałem sobie słowa Rechell. W co ja się dałem wpakować, pomyślałem zrezygnowanie.
Po pięciu minutach doszedłem do jeziora. Byłem wyczerpany szarpaniem się z kociakiem, a on nadal nie przestawał wariować.
Wrzuciłem go na brzeg jeziora. Nie zamierzałem się z nim ani trochę cackać, więc obróciłem go kilka razy w wodzie i wyciągnąłem na trawę.
- Spokojnie.. - jęknąłem, kiedy młody "sportsmen" zaczął turlać się w te i we w te.
Przygniotłem go do ziemi zniecierpliwiony. Maluch zapiszczał zdezorientowany i wysunął malutkie pazurki. Wbił mi je w łapę. Nie przejąłem się tym zbytnio, gdyż nie zabolało mnie to w ogóle. Obdarzyłem go jednak zdenerwowanym spojrzeniem, co przyjął tylko kolejnym zadrapnięciem.
Westchnąłem.Teleportowałem się z nim do Rechell.
- No wreszcie! - zawołała na mój widok zniecierpliwiona.
Zabrała mi brutalnie samczyka z pyska i położyła go przed sobą.
Odwróciłem się machinalnie i zamaszystym krokiem ruszyłem przed siebie. Nie doszedłem jednak za daleko, gdyż zatrzymał mnie niepewny głos świeżej matki.
(Rechell?)
P.S.
To 2/3 część opowiadań 30-linijkowych Battle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz