- Nie dojdziesz. - odpowiedziałem w ten sam sposób co ona.
Alice zatoczyła się. Nigdzie nie widział wyjścia. Stąd praktycznie nie ma wyjścia.., pomyślałem obojętnie. Położyłem się na kamiennej posadzce. Patrzyłem z zażenowaniem jak Alice szuka daremnie jakiegokolwiek przejścia. Zaśmiałem się pod nosem. Upadła i złapała się za bolącą głowę.
- Zagubiłaś się coś, co nie? - pokręciłem głową z politowaniem. - Ale ja ci nie pomogę, nie tym razem. Nie licz na mnie.
Samica leżała bezwładnie na kamieniach. Uśmiechnąłem się do niej szyderczo i zamknąłem powieki.
- Wyciągnij mnie stąd... - usłyszałem cichy, błagalny głos Alice.
Nie ruszyłem się z miejsca. Tylko ziewnąłem i przeciągnąłem się.
- NIE. - warknąłem. - Odwal się ode mnie. Teraz odpoczywam.
Alice jęknęła głośno.
(Alice?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz