czwartek, 1 sierpnia 2013

Od Angry

Był wczesny ranek słońce grzało. Zobaczyłem Sky. Miała dziś jakiś zły humor. Podeszłem do niej i powiedziałem:
 -Cześć kochanie.- i pocałowalem ją w policzek.
 -Witaj.
 -Co ty dzisiaj jakaś skwaszona?
 -Tak jakoś.
odeszłem od Sky wiedziałem że muszę ją jakoś uszczęśliwić. Więc zaplanowałem cały romantyczny dzień. Przygotowania zajeły mi zaledwie godzinę. Znowu ją odszukałem. I powiedziałem że mam dla niej niespodzinkę.Sky nie miała nic do roboty więc poszła za mną powiedziałem:
 -Pamiętasz ten wyścig gdy się poznaliśmy?
 -Jak mogłabym zapomnieć.
 -No więc  urządzmy sobie taki sam jak wtedy.
 Sky się zgodziła. Zaczą się wyścig biegliśmy szybko nagle Sky potkneła się i ztoczyła się z górki. Wylądowała przed kopytami wielkiego słonia. Zaczeła piszczeć usłyszałem to i pobiegłem w jej kierunku. Słoń wystraszony zaczą tupać i omało co by nie rozdeptał Sky. Tylko że ja wskoczyłem mu na plecy i zrobiłem wielką ranę na plecahc swoimi kłami. Sky odsuneła się szybko. Słoń zaczą wierzgać a ja dalej byłem na jego grzbiecie. Spadłem a on przydeta mi ogon. Ja uciekłem razem z przestraszoną Sky. Zatrzymaliśmy się dobier 0,5 kilometra dalej. Wtedy powiedziałem:
-Nic ci nie jest?- dysząc wydusiłem te słowa.
 -Nie.
 -Może pierwszy punkt nie poszedł z planem ale reszta pójdzie zobaczysz.
 Sky uśmiechneła się do mnie i powiedziała co teraz mamy w planach. Odparłem że pływanie morskim jeziorem.
 -Że czym?- powiedziała żdziwiona Sky.
 -Zobaczysz.
 Byliśmy blisko granicy wtedy powiedziałem:
 -Zaprowadzę cię do jeziora wielkiego jak morze. Tam rosną najpiękniesze lilje wodne .
 -A gdzie to jest?
 -Poza granicą.
 -Jak to!! Nie morzna tam chodzić!
 -No chodż nikt się nie dowie.
 -Przepraszam ale nie nie pujdę tam.
 Trochę żdziwiony odparłem:
 -No zgoda.
 -Mamy jeszcze jakiś punkt?
 -O tak to mój ulubiony.
 Popędziliśmy w kierunku w którym wskazałem. Wbiegliśmy na szczyt góry.Wiał tam przyjemny wiatr a rośliny były piękne. Słońce zahodziło. Z góry cała kraina wyglądała pięknie. Sky usiadła i podziwiała. Ja przez ten czas zza drzewa wyciągnołem woła któty miał być naszą kolacją. Zjedliśmy po czym powiedziałem:
 -Teraz będzie najlepsze. Nagle kolorowe ptaki i motyle robiły pękne akrobacje a zza drzewa dało się słyszeć romantyczną  muzykę słowika. Sky przytuliła siędo mnie. Po czym oboje zasneliśmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz